Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/385

Ta strona została skorygowana.

— Będą tu wkrótce... uprzedziłam ich o wszystkiem.
— Jakże są względem niej usposobieni?
— Doskonale... Adrjanna nie wystrzega się bynajmniej doktora, który umiał zawsze zachować dla siebie jej zaufanie... Zresztą okoliczność, której wytłumaczyć sobie nie mogę, przybywa nam jeszcze w pomoc.
— O czem to mówisz?
— Dziś rano, Grivois, według mego polecenia, poszła przypomnieć Adrjannie, że czekam na nią w południe w ważnym interesie. Zbliżając się do pawilonu, Grivois spostrzegła czy też zdawało się jej, że widziała Adrjannę, wracającą małą furtką ogrodową.
— Co mówisz?... Czy podobna? Czy jest na to pewny dowód? — zawołał margrabia.
— Dotąd niema innego dowodu, tylko dobrowolne zeznanie Grivois; ale ja o tem myślę — rzekła księżna, biorąc papier, przy niej leżący — oto raport, który mi składa codzień jedna z pokojówek Adrjanny.
— Czy ta, którą Rodin potrafił umieścić przy twej siostrzenicy?
— Ta sama, a ponieważ dziewczyna jest zupełnie zależna od Rodina, służy nam dotąd doskonale. Może w tym raporcie «najdziemy potwierdzenie tego, co Grivois, jak utrzymuje, widziała.
Ledwo księżna rzuciła okiem na to pismo, gdy zawołała zaraz, niemal z przestrachem:
— Co ja widzę... A to szatan z tej Adrjanny!
— Co mówisz?
— Rządca zamku Cardoville, pisząc do mej siostrzenicy i prosząc jej o protekcję, doniósł o pobycie młodego księcia indyjskiego w zamku. Wie ona, że to jej krewny... napisała więc do swego dawnego nauczyciela, malarza, profesora Norval, aby udał się pocztą i sprowadził Dżalmę... tego... którego właśnie wszelkiemi sposobami trzymać wypada zdala od Paryża.
Margrabia zbladł i rzekł do księżnej: