Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/404

Ta strona została skorygowana.

Na tę odpowiedź margrabia spojrzał na innych członków owej rady familijnej, udając głębokie zdziwienie.
— A więc, moja panno — rzekła księżna, udając, że podziela zdanie innych osób — to jest twoja odpowiedź?
— Ależ tak, bez wątpienia — odrzekła Adrjanna, równie zdziwiona, że obecni udawali, jakoby nie rozumieli porównania.
— To nieszczęście, że panna Adrjanna nie pojmuje wielkiej doniosłości tej narady — wtrąciła księżna ostrym tonem. — Może zrozumie wreszcie, gdy jej oznajmię moje rozkazy...
— Jakież to rozkazy, moja ciotko...
— Od jutra — wyrzekła księżna — odprawisz swoje pokojówki... opuścisz pawilon, w którym mieszkasz... zajmiesz tu dwa pokoje, do których wchodzić będzie można tylko przez mój pokój... nie wyjdziesz nigdzie sama jedna... a z przyczyny twej rozrzutności, znowu ustawiona będzie nad tobą opieka... ja zajmę się sama wszelkimi twymi wydatkami, wreszcie aż do czasu dojścia do pełnoletności, nie dostaniesz do rąk żadnych pieniędzy, któremi byś mogła rozporządzać... Taka jest moja wola...
Baron i margrabia zupełnie zgodzili się na słowa księżny, Adrjana przybrała minę ironiczną, jednak nie bez pewnego oburzenia.
Powstała nagle i nieco się zarumieniła, oko jej zabłysło, podniosła głowę lekko a dumnie i rzekła do ciotki tonem silnym, po chwili milczenia:
— Mówiłaś pani o przeszłości i ja też nieco o niej powiem, bo mnie do tego zniewalasz. Opuściłam twoje mieszkanie, gdyż niepodobna mi było żyć dłużej w tej obłudzie...
— Panno Adrjano — odrzekł margrabia d’Aigrigny — zastanów się nad tem, co mówisz?
— Ponieważ mi pan przerywasz, powiem więc parę słów i do pana — rzekła żywo Adrjanna, patrząc na