Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/417

Ta strona została skorygowana.

udając obrażoną skromność. — Uchowaj Boże! mogłabyś mnie pani nabawić kłopotu... Daj pani temu pokój...
— Bądź pan spokojny — odrzekła, uśmiechając się, panna Cardoville — ja pana nie narażę; ale pozwól mi tylko przypomnieć sobie, że nieraz ofiarowywałeś mi swoją uczynność, gdybym od ciebie czego żądała...
— Chciej pani spróbować... a przekonasz się, czy umiem dotrzymać słowa.
— Dobrze więc! daj mi pan tego dowód natychmiast — rzekła żywo Adrjanna...
— Bardzo dobrze, ot tak to lubię... Cóż mogę uczynić dla pani?
— Czy zawsze jeszcze jesteś pan w ścisłej przyjaźni z ministrem?
— Bezwątpienia... a nawet leczę go teraz na zapalenie gardła....
— Mam więc nadzieję — przerwała żywo Adrjanna — że uzyskasz u niego łaskę dla mnie ważną..
— Dla pani?... A jakiż możesz mieć do niego interes?
Lokaj księżny wszedł i wręczył list doktorowi mówiąc:
— Przyniósł to jakiś posłaniec, a powiedział, że list bardzo pilny...
— Co to znaczy być znakomitym doktorem — odezwała się z uśmiechem Adrjanna — nie dają panu ani chwili spokoju.
— Nie wspominaj mi pani o tem — odrzekł doktór, nie mogąc ukryć zdziwienia, gdy poznał pismo margrabiego — do stu katów z tymi chorymi... doprawdy myślą sobie, że my jesteśmy z żelaza i że mamy nadmiar zdrowia, którego im brakuje...
List magrabiego był krótki; doktór przeczytał go jednem spojrzeniem: a mimo zwykłej roztropności wzruszył ramionami i żywo zawołał:
— Dziś jeszcze... ależ to niepodobna... ten człowiek zwarjowiał!