cię jednak, że nie chodziło mi o to, aby się okazać złośliwą... ale raczej przytłumić, pokryć to, com cierpiała, gdy się ze mną obchodzono tak po grubjańsku... wobec ludzi, którymi się brzydzę, którymi pogardzam... ja, com im nigdy nic złego nie zrobiła, ja, co żyć pragnę sama, niepodległa, spokojna, i mieć wokoło siebie ludzi szczęśliwych.
— Kochana panno Adrjanno — rzekł doktór Baleinier wzruszonym głosem — uspokój się... wszystko to już przeszło... masz przecie we mnie prawdziwego przyjaciela...
I człowiek ten, wymawiając te słowa, zarumienił się, pomimo swej piekielnej chytrości.
— Wiem o tem, jesteś moim przyjacielem — odpowiedziała Adrjanna — nie zapomnę nigdy, że, ujmując się za mną, naraziłeś się dziś na zemstę mej ciotki, bo wiadomo mi, jakie ona posiada wpływy...
— Co do tego — mówił doktór, udając zupełną obojętność — my, doktorzy, niczego się nie lękamy, zaszkodzić nam trudno.
— O! kochany panie Baleinier, pamiętaj, że pani Saint-Dizier i jej przyjaciele nie przebaczają — tu dziewka wzdrygnęła się. — Potrzeba było mojej nieprzezwyciężonej odrazy, mego wrodzonego wstrętu do wszystkiego, co jest podle, wiarołomne i złośliwe, aby przywieść mnie do otwartego z nią rozbratu... Lecz choćby szło... mam-że ci szczerze wyznać?... o życie, nie bałabym się... a jednakże — dodała z wdzięcznym uśmiechem, który tyle powabu nadawał jej zachwycającej twarzyczce — bardzo lubię życie... i jeżeli mam sobie do wyrzucenia... to chyba, że je lubię zbyt świetne... zbyt piękne... lecz, jak panu wiadomo, lubię moje wady...
— Mnie się zdaje, mówiąc między nami, że księżna chciała tylko panią nastraszyć... i spodziewa się działać na nią drogą przekonania... wiesz, że namiętnie lubi nawracać ludzi na prawą drogę — mówił złośliwie doktór, chcąc tylko uspokoić Adrjannę — ale nie myślmy już
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/427
Ta strona została skorygowana.