— I ja tak sądziłem — rzekł doktór, nachyliwszy się do drzwiczek, jakgdyby rozpoznać chciał miejscowość, w której się znajdowali — jednakże jesteśmy jeszcze na tem przedmieściu. Biedny mój stangret, oślepiony śniegiem, który go siecze po twarzy, musiał zabłądzić; ale już wyjeżdżamy na właściwą drogę... tak.. teraz poznaję, jesteśmy właśnie na ulicy Św. Wilhelma, mówiąc nawiasem niebardzo wesoła, zresztą w ciągu dziesięciu minut staniemy przed gmachem ministra, przed poufnem wejściem, dokąd przyjaciele, jak ja, mają przywilej wstępu.
Panna de Cardoville tak mało znała niektóre dzielnice Paryża i zwyczaje ministerjalne, iż bynajmniej nie wątpiła o tem, co jej prawił Baleinier, w którym zresztą zupełne pokładała zaufanie.
Od wyjazdu z pałacu Saint-Dizier, doktór miał na ustach pytanie, które jednak wahał się zadać, obawiając się aby ciekawość nie skompromitowała go w oczach panny de Cardoville.
Gdy mówiła o bardzo ważnych interesach pieniężnych, które przed nią ukrywano, doktór, bardzo zręczny spostrzegacz, zauważył odrazu zakłopotanie i niepokój pani Saint-Dizier i margrabiego d’Aigrigny.
Nie wątpił, że spisek, wymierzony przeciwko Adrjannie (spisek, któremu ulegał przez posłuszeństwo) dotyczy owych interesów i dlatego właśnie pałał żądzą poznania ich, gdyż, jak każdy członek tajemnego stowarzyszenia, do którego należał, czuł rozwijające się w nim wady, nieoddzielne od każdego spólnictwa, to jest zawiść, podejrzliwość i ciekawość.
Łatwo więc pojmiemy, że doktór Baleinier, lubo gotów zupełnie służyć zamiarom margrabiego d’Aigrigny, ciekawy był jednak dowiedzieć się, co przed nim ukrywano; przezwyciężywszy więc wahanie i znajdując dogodną, a nadewszystko naglącą sposobność, rzekł do Adrjanny po chwili milczenia:
— Chciałbym, chociaż to może będzie niedelikatnie
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/431
Ta strona została skorygowana.