Adrjanna, iż tak powiem, uczyniła ten żart z przymusu, aby mogła jako tako rozerwać się w przykrem położeniu, które tem bardziej pogarszało się, że w domu tym panowało ponure, okropnie smutne milczenie; nic tu nie znamionowało ruchu, czynności, które zwykle panują w pośrodku mnóstwa interesów.
Kiedy niekiedy słyszała tylko gwałtowny świst wiatru na dworze.
Już upłynął przeszło kwadrans, a doktór Baleinier nie wracał.
Zniecierpliwiona, niespokojna Adrjanna chciała kogo zawołać, aby zapytać o pana Baleiniera, i o ministra; obejrzała się wkoło, czy niema sznurka od dzwonka, lecz nie znalazła go; dostrzegła tylko, że to, co uważała dotąd za zwierciadło, gdyż mało światła było w pokoju, był to wielki arkusz wypolerowanej blachy. Bardziej się zbliżywszy, chciała wziąć w rękę lichtarz, lecz i on przytwierdzony był do marmuru nad kominkiem.
Przy pewnem usposobieniu umysłu, okoliczności mało znaczące, stają się częstokroć przerażającemi; lichtarz, którego nie mogła mszyć z miejsca; owe meble, przykute do ścian, blacha zamiast zwierciadła, głucha cisza, oraz dłuższa nieobecność doktora, takie sprawiały na Adrjannie wrażenie, iż zaczęła drżeć cała.
Lubo jednakże usiłowała uspokoić się, powodowana jednak przestrachem, odważyła się na krok, którego nigdy by nie zrobiła przedtem; przystąpiwszy do małych bocznych drzwi, nadstawiła ucho.
Zatrzymała oddech; słuchała... i... nic nie było słychać...
Nagle rozległ się nad jej głową głuchy i ciężki odgłos, jakby człowieka spadającego; zdawało się jej nawet, że słyszała przytłumiony jęk.
Podniósłszy żywo do góry oczy, spostrzegła tynk odpadający, który pewno oderwał się od wstrząśniętego mocno sufitu.
Nie mogąc już dłużej oprzeć się przestrachowi. Adrjan-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/437
Ta strona została skorygowana.