Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/455

Ta strona została skorygowana.

wcześnie zniszczony, wzmagał się... wzmagał... i na zawsze przytłumił ich rozum.
— O! zmiłuj się pan — zawołała panna de Cardoville, tracąc głowę z przestrachu — ulituj się... nie mów mi o tem... Raz jeszcze mówię ci... lękam się... proszę cię, wyprowadź mnie stąd... mówię panu, wyprowadź mnie stąd! — krzyknęła przeraźliwym głosem — bo, jak mówiłeś.. ja tu dostanę obłędu.
Potem, dręcząc się strasznemi myślami, które się jej mimowolnie nasuwały, Adrjanna mówiła dalej:
— Nie, och! nie! nie spodziewaj się! ja nie zwarjuję, ja mam zupełnie zdrowy rozum; czyż jestem tak ograniczoną, abym miała wierzyć temu, co mi mówisz!... prawda, że nie tak żyję jak inne, inaczej myślę jak inni, oburzają mnie rzeczy, które dla innych są obojętne; ale i czegóż to dowodzi?... Że nie jestem podobną do innych, nic więcej... Czy mam złe serce? czy jestem zazdrosna, samolubna? Dziwne bywają moje wyobrażenia, zgadzam się na to: ależ, panie Baleinier, wiesz dobrze, że cel ich jest szlachetny, wzniosły!
Tu głos Adrjanny stał się wzruszającym, błagającym; łzy obfite płynęły jej z oczu, dalej mówiła:
— W całem mem życiu nie dopuściłam się złego czynu, jeślim zbłądziła, to w dobrej wierze; chciałabym widzieć wkoło siebie wszystkich szczęśliwymi, ale przecież nie jestem warjatką... a wreszcie uczuć można samej, czy się jest warjatką lub nie, a ja tego bynajmniej nie czuję... jeszcze teraz... czy wiesz... mówisz mi tak straszne rzeczy o tych tam dwóch kobietach... musisz przecież lepiej, niż ja, znać się na tem... lecz w takim razie — dodała panna de Cardoville, tonem przerażającej rozpaczy — wypadałoby ci przedsięwziąć; dlaczegóż, jeśli mi pan dobrze życzysz, czekać było tak długo?... nie mogłeś ulitować się nade mną wcześniej? A co nadewszystko najstraszniejsze, ja nie wiem jeszcze, czy mam panu wierzyć... bo to może zasadzka... ale nie... nie..., płaczesz,