Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/461

Ta strona została skorygowana.

chociaż spodziewamy się wiele, dzięki tym medaljonom, dopóki nasz ojciec tu nie przybędzie, dopóki nie ziszczą się nasze nadzieje, pozostaniemy zawsze biednemi sierotami, zawsze będziemy ciężarem dla tej biednej rodziny, której winnyśmy tyle, a której zresztą tak przykro... że...
— Dlaczego przerywasz... co chciałaś powiedzieć?
— To, co ci powiem, kogo innego pobudziłoby do śmiechu, ale ty dobrze to pojmujesz: wczoraj żona Dagoberta, widząc, jak biedny Ponury jadł, rzekła smutnie: Ależ on żre za jedną osobę... Sposób, jakim ona to wymówiła, pobudził mnie prawie do płaczu; możesz sobie wyobrazić, jak oni są ubodzy... A teraz i nas jeszcze muszą żywić.
— Rozumiem cię, moja siostro — rzekła Róża po chwili milczenia. — A więc, nie trzeba być nikomu ciężarem... Jesteśmy młode, nie zbywa nam na ochocie... Zanim poprawi się nasze położenie, uważajmy się za córki rzemieślnika... A zresztą alboż nasz dziadek nie jest sam rzemieślnikiem? Poszukajmy więc roboty i zapracujmy same na życie...
— Dobrze mówisz, siostrzyczko! — rzekła Blanka, — twój projekt jest także moim... Tak jest, wczoraj, słysząc żonę Dagoberta tak smutnie narzekającą na utratę wzroku... spojrzałam na twoje wielkie oczy, wspomniałam o moich i pomyślałam: Zdaje mi się, że, jeżeli biedna żona Dagoberta utraciła wzrok... to panny Róża i Blanka Simon doskonale widzą... Jedno za drugie — dodało dziewczę z uśmiechem.
— Zresztą panny Simon nie są tak niezręczne — dorzuciła Róża w tenże sam sposób — iżby nie potrafiły szyć worków z grubego płótna, które podrapie im trochę ręce, ale cóż robić.
— O jednem myślałyśmy obie, jak zwykle!
— Tak, ale mnie coś jeszcze dręczy...
— Cóż takiego?
— Dagobert i jego żona powiedzą nam: nie jesteście