Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/462

Ta strona została skorygowana.

do tego stworzone, wstydźcie się... córki marszałka Francji; a potem, a potem...
— Cała rzecz, że gdy Dagobertowi przyjdzie coś do głowy... nic z nim poradzić nie można.
— Mam pewną myśl — zawołała Róża — wyborną myśl. Znasz tę biedną szwaczkę, którą nazywają Garbuską, tak uczynną, tak dobrą... Trzeba zapytać ją, jakim sposobem znajduje dla siebie robotę.
— A więc postanowione, siostrzyczko! Skoro tylko będziemy same z Garbuską, zwierzymy się jej i poprosimy o radę. Pewna jestem, że gdy nasz ojciec powróci, pochwali nam to, żeśmy chciały sobie radzić, jak gdybyśmy same były na tym świecie...
Na te słowa siostry Róża drgnęła. Jakiś smutek, prawie trwoga odbiła się na jej twarzyczce i zawołała:
— O moja siostro jaka okropna myśl....
— Co ci jest?... przerażasz mnie...
— Bije mi serce, możnaby pomyśleć, że ma nas spotkać jakieś nieszczęście.
— To prawda, biedne serce, strasznie bije...
— Gdyby tutaj los... nieszczęście... odłączyło nas od Dagoberta; gdybyśmy pozostały same... opuszczone, bez pomocy, bez ratunku w tem wielkiem mieście?
— Ach, moja siostro... nie mów o tem!... To okropna myśl!... Mój Boże!... co począć w takim razie?
Piękne ich twarzyczki, dotąd ożywione szlachetną nadzieją, pobladły i zasępiły się.
Po dość długiem milczeniu, Róża podniosła głowę: oczy jej były zroszone łzami.
— Słuchaj... Blanko... nie przypuszczajmy takich rzeczy... Alboż nie jesteśmy tu u Dagoberta... pośród uczciwych i dobrych ludzi?...
— Niepodobna, aby nas spotkało to nieszczęście... nieprawdaż, moja siostro?
— Niepodobna... — odrzekła Róża z drżeniem — a czyż w dniu, poprzedzającym nasz przyjazd do owego