raj nad wieczorem około godzimy czwartej, aresztowano i odprowadzono do więzienia...
— A ta panna?... — zawołała żona Dagoberta — jej protekcja może wybawić nas od okropnego nieszczęścia.
— Niestety! — odrzekła Garbuska z boleścią: — wyrzec się trzeba i tej nadziei.
— Dlaczego?
— Ta pani, jak mi objaśniła rozmawiająca ze mną pokojówka, odwiezioną została wczoraj do domu zdrowia... zwarjowała...
— Zwarjowała!... O! mój Boże! mój Boże!
I nieszczęśliwa kobieta zakryła sobie twarz rękami.
Po bolesnym okrzyku Franciszki nastąpiło głębokie milczenie. W rzeczy samej położenie było okropne.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Zmartwienie żony Dagoberta zwiększało się, im bardziej zastanawiała się nad położeniem; wespół z córkami marszałka Simon, cztery osoby znalazły się bez środków do życia, przyznać jej jednak należy, że smuciła się mniej własnem położeniem, niż stanem syna.
W tej chwili zapukano do drzwi.
— Kto tam? — odezwała się Franciszka.
— To ja, pani Franciszko, ja... Loriot.
— Proszę wejść — odrzekła żona Dagoberta.
Farbiarz a zarazem odźwierny, pokazał się we drzwiach.
— Pani Franciszko — rzekł — oto list księdza do Dubois, bardzo pilny!
— List od mego spowiednika! — zawołała zdziwiona Franciszka.
Farbiarz wyszedł.
— Bądź tak dobra i przeczytaj mi — rzekła Franciszka do Garbuski.
Garbuska czytała: