— A więc — rzekł Dubois po chwili milczenia — męża twego niema w Paryżu?
— Nie, mój ojcze, powróci zapewne dziś wieczorem lub jutro zrana...
— Słuchaj — rzekł ksiądz po pewnym namyśle — każda minuta stracona dla nawrócenia tych nieszczęśliwych dziewcząt na drogę prawdy, jest nowym krokiem ku ich zgubie... Co chwila dotknąć je może ręka Boska, bo On sam tylko wie o godzinie śmierci naszej; a gdyby umarły w stanie duszy, w jakim się dziś znajdują, byłyby skazane na wieczne męki... od dziś więc trzeba otworzyć im oczy na światło Boskie... i umieścić je w klasztorze zakonnic...
— Ach! mój ojcze... jakież byłoby szczęście, gdyby to dobrodziejstwo spełniło się dla nich z twej łaski!
— To nie jest rzecz niepodobna... znam przełożoną jednego klasztoru, gdzie panienki pobierają wyborne wychowanie... oplata za nie zostałaby zniżona ze względu na ich ubóstwo, ale przecież wypadałoby jeszcze oporządzić je...
— Niestety! ojcze... my nic nie mamy.
— Wziąwszy trochę z nadsyłanych mi pieniędzy na jałmużny i przy pomocy szczodrobliwych osób, mógłbym uzupełnić potrzebną sumkę... na chrześciańskie wychowanie tych nieszczęśliwych dziewcząt...
— Jednak muszę położyć kilka warunków na to, co ci przyrzekam.
— O! mój ojcze, twoje rozkazy są dla mnie prawem.
— Najprzód dziś rano jeszcze zaprowadzi je do klasztoru moja gospodyni... której przyprowadzisz je tu natychmiast...
— W nieobecności męża?... Nie mogę się na to odważyć... muszę się go poradzić...
— Nietylko nie trzeba radzić się go, ale należy to zrobić w jego nieobecności... najpierw dlatego, że w zatwardziałej bezbożności, zechciałby pewno sprzeciwić się te-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/472
Ta strona została skorygowana.