buska, zdziwiona temi odwiedzinami i spuszczając oczy na widok tej kobiety.
— A więc zaczekam na nią, — oznajmiła pani Grivois, ciekawie przypatrując się dwom sierotom, które nie odzywały się i nieśmiało pospuszczały oczy.
To mówiąc pani Grivois usiadła, nie bez pewnej odrazy, na starem krześle żony Dagoberta; mopsa posadziła na podłodze.
Ale natychmiast dało się słyszeć warczenie z za krzesła, z którego zerwała się pani Grivois.
— Cóż to! czy tu jest jaki pies?... — podjęła z podłogi na ręce swego faworyta.
Ponury wylazł powoli z za krzesła.
Na widok dwóch rzędów strasznych zębów, które podobało się Ponuremu pokazać przy ziewaniu, mops z początku zadrżał z bojaźni, lecz czując się bezpiecznym na kolanach swej pani, począł wkrótce zuchwale pomrukiwać. Ponury nie raczył jednak zwrócić na to uwagi, i poszedł położyć się u stóp dwóch sierot, jakgdyby instynktownie przeczuwał, że im grozi niebezpieczeństwo.
— Proszę wypędzić stąd tego psa — rzekła pani Grivois rozkazującym tonem.
— Ponury nie jest zły, kiedy się go nie drażni — odrzekła z uśmiechem Róża.
— Pomimo to — obstawała pani Grivois. — Może być wypadek. Nie lubię patrzeć na to psisko z łbem ogromnym jak u wilka... a jakie ma straszne kły, aż mnie dreszcz przechodzi... Mówię wam, wypędźcie go...
Przybycie nowej osoby, zrobiło dywersję w nieco kłopotliwem położeniu dwóch sierot.
Był to posłaniec z listem w ręku.
— Do kogo? — zapytała Garbuska.
— Przynoszę pilny list od męża obywatelki.
— List od Dagoberta! — zawołały Róża i Blanka z radością.
— Nie wiem, czy ten obywatel nazywa się Dagobert —
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/477
Ta strona została skorygowana.