vois (gdyż ona to była), podniósł pieniądze, a podążając za Garbuską, zawołał:
— Hej tam! stój!... trzymajcie ją!... trzymajcie!...
Nie wiedząc, że wołanie sierżanta miejskiego jej się tyczyło, Garbuska przyspieszyła kroku, aby jak najprędzej dostać się do lombardu.
Wtem usłyszała kilka osób goniących za nią, i w tej chwili ciężka ręka oparła się na jej ramieniu.
Garbuska, równie zdziwiona, jak przestraszona, obróciła się do nich.
I już otaczała ją zgraja, składająca się nadewszystko z owej szkaradnej tłuszczy próżniaków, którzy bezustannie szlifują paryskie bruki.
— Ha! ptaszku!... nie słyszysz, choć na ciebie wołają... milczkiem wymknąć się chciałaś — rzekł agent policyjny i chwycił Garbuskę tak gwałtownie za ramię, iż jej zawiniątko padło mu pod nogi.
Biedna dziewczyna, widząc się otoczoną wyuzdaną, zuchwałą, grubjańską i złośliwą zgrają próżniaków, którzy patrzyli na nią, jak na raroga, gotowi do szyderstw i obelg, struchlała i zbladła jak trup.
Powierzchowność zawsze silnie oddziaływa na ludzi, a nędza zawsze jest podejrzaną:
— Zaczekajno, kochanko!... mówił agent policyjny drwiącym głosem — musisz bardzo się spieszyć, kiedy, gubiąc pieniądze, nie raczysz schylić się po nie...
— Pewno je miała w swym garbie — odezwał się ochrypły głos przekupnia zapałek.
— Ależ panie.. to nie moje pieniądze.
— Kłamiesz — odparł sierżant zbliżając się — jakaś porządna pani widziała, jak ci wypadły z kieszeni...
— Zapewniam pana, że nie... — odrzekła Garbuska, drżąc ze strachu.
— Sierżancie — odezwał się chrapliwy głos przekupnia zapałek — sierżancie! nie wierz jej... pomacaj jeno
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/481
Ta strona została skorygowana.