garb, pewien jestem, że tam schowane buty, płaszcze, parasole.
Nowe śmiechy, nowe szyderstwa i krzyki.
— Pozwólcie zobaczyć, wszak to gratis.
— Nie pchaj-że się, wszak i ja zapłaciłem za swe miejsce...
— Postawcież ją na czem wyższem... niech i my widzimy.
— Rozerwiemy ją na kawałki, przynajmniej nikomu nie będzie krzywdy.
Wystawmyż sobie biedną dziewczynę, której umysł tak był delikatny, serce tak dobre, dusza tak wzniosła, charakter tak lękliwy, wstydliwy... a słuchać musiała tych grubjaństw, tego wycia... sama jedna pośród tej zgrai... otoczona wraz z sierżantem miejskim i ajentem policyjnym.
Agent policyjny, uchwyciwszy węzeł, który podniosła i trzymała drżącymi rękami, rzekł surowo:
— Cóż to tu masz?
Biedna, zalękniona, nie mogła mówić.
— Aha! nie umiesz odpowiadać.
Mówiąc to, policjant, przy pomocy sierżanta, rozwiązał węzeł.
— Patrzajcieno! prześcieradła... kołdra... sztuciec... kubek srebrny... chustka... jak się to zaopatrzyła! wyglądasz jak gałganiarka, a masz srebro...
— To rzeczy nie twoje? — zapytał sierżant.
— Nie, panie... — odpowiedziała Garbuska — ale ja...
— A garbaty hultaju! kradniesz więcej, aniżeliś sama warta.
— Kradniesz!? — powtórzyła Garbuska, załamując ręce z boleścią.
— Dawajcie tu straż bezpieczeństwa! — krzyczało naraz kilka głosów.
— Otóż i wojsko idzie!
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/482
Ta strona została skorygowana.