Pani Grivois zostawiła mopsa w dorożce i sama przyszła na górę, bo każda chwila droga była dla niej; rzucając badawczy wzrok na Franciszkę, gdy jej podawała list od księcia Dubois, rzekła, kładąc nacisk na każde słowo:
— Z listu tego wyczytasz pani, jaki jest cel mych odwiedzin.
Róża i Blanka spojrzały na siebie zdziwione.
Franciszka wzięła list ze drżeniem; w swej szczerości, nie wiedziała, jak powiedzieć dziewczętom, aby się udały z tą panią.
Pani Grivois odgadła ten kłopot, a zwracając się do sierot, rzekła:
— Kochane panienki! jakże się ucieszy wasza krewna, gdy was zobaczy!
— Nasza krewna? — odezwała się Blanka, coraz bardziej zdziwiona.
— Ależ tak; dowiedziała się o waszem tu przybyciu; że jednak po długiej chorobie jeszcze nie wychodzi i sama tu przybyć nie może, zobowiązała mnie, abym się tu udała i panienki do niej zaprowadziła... Nie będzie mogła dziś jeszcze zatrzymać panienek u siebie, za godzinę tu powrócicie; lecz jutro lub pojutrze przybędzie tu dla porozumienia się z panią Franciszką i jej mężem, co do zatrzymania panienek u siebie... gdyż przykroby jej było, gdybyście panie miały być ciężarem dla osób, które okazały dla was tyle życzliwości.
Ostatnie wyrazy pani Grivois sprawiły pożądane wrażenie na dziewczętach, usunęły ich obawę, aby nadal nie być ciężarem dla rodziny Dagoberta. Pani Grivois mówiła tylko o wizycie, godzinę trwać mającej. Żadnego więc nie miały podejrzenia i Róża rzekła do Franciszki:
— Wszak możemy odwiedzić naszą krewną, nie czekając powrotu Dagoberta.
— Bezwątpienia — odrzekła Franciszka.
— A więc pożegnajcie się panienki z panią Baudoin
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/486
Ta strona została skorygowana.