Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/49

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VI.
ZWIERZENIE.

— Nasamprzód, mój dobry Dagobercie — rzekła Rózia z powabną pieszczotą — musisz obiecać, że nas nie będziesz łajać.
— Nieprawdaż... Nie będziesz łajał swoich dzieci? — dodała Blanka, równie słodkim, przymulającym głosem.
— Zgoda — odpowiedział Dagobert poważnie — bo nie wiem, jakbym nawet to zaczął... Ale za cóżbym miał was łajać?
— Za to, że może powinnyśmy były wcześniej ci powiedzieć to, co powiemy teraz...
— Słuchajcie, moje dzieci — rzekł Dagobert z powagą, zastanowiwszy się przez chwilę nad tym przypadkiem — z dwóch rzeczy jedna: albo miałyście słuszność, albo nie miałyście słuszności, zatajenia przede mną jakiejś rzeczy... Jeżeli miałyście słuszność, to bardzo dobrze; jeżeli nie miałyście słuszności, to się już stało, nie mówmy więc o tem. No, mówcie, słucham.
Zupełnie uspokojona tak trafną decyzją, Rózia zaczęła mówić, uśmiechem porozumiawszy się z siostrą:
— Wystaw sobie, Dagobercie, że już dwie noce z kolei, odbieramy odwiedziny...
— Odwiedziny!
I żołnierz wyprostował się na krześle.