Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/494

Ta strona została skorygowana.

— Jakto nie?... Gdzież się więc podziały? — kiedy wrócą?
— Nie wiem... — odrzekła stłumionym głosem.
— Nie wiesz! Cóż to jest! — krzyknął Dagobert, tupnąwszy nogą — mów przecie...
Postanowiła znieść cały ciężar gniewu swego męża, jak pokorna ofiara, ale wierna obietnicy, którą przed Bogiem zaprzysięgła swemu spowiednikowi.
— Zrób ze mną, co chcesz... a nie pytaj mnie, co się stało z dziećmi... bo nie mogłabym odpowiedzieć ci...
Gdyby piorun padł pod nogi żołnierza, nie wywarłby na nim gwałtowniejszego wstrząśnienia, niż to wyznanie. Gwałtownie skoczył, pochwycił żonę za ramiona i podniósłszy jak piórko, postawił na nogi przed sobą:
— Gdzie są dzieci?...
— Daruj!... wyszeptała omdlałym głosem.
— Gdzie dzieci?! — powtórzył Dagobert, wstrąsając silnemi rękoma to wątłe, biedne ciało.
— Zabij mnie., lub przebacz mi... rób co chcesz... ja nie mogę ci odpowiedzieć — odrzekła nieszczęśliwa.
— Nieszczęsna!... — zawołał żołnierz.
Podniósł żonę, jakgdyby chciał ją rzucić i zdruzgotać o podłogę... Lecz po tym zapędzie mimowolnego szału, puścił...
Osłabiona upadła na kolana; słabe poruszanie ust wskazywało, że się modli...
Dagobert jakby na chwilę postradał zmysły; nie mógł zebrać myśli. Jego żona, ów anioł dobroci, wiedząc, czem są dla niego córki marszałka Simon, powiedziała mu:
— Nie pytaj o ich los, nie mogę odpowiedzieć.
Odzyskawszy nieco spokoju, wziął krzesło, podał drugie żonie, ciągle klęczącej:
— Usiądź.
Posłuszna usiadła przy nim.
— Słuchaj mnie, moja żono. Pojmujesz dobrze... że tak się rzeczy skończyć nie mogą... wiesz... że ja cię