bić nie będę... Ale wreszcie... ja muszę wiedzieć, gdzie są te dzieci... ich matka powierzyła mi je... ja nie poto je aż z tak daleka przyprowadziłem tutaj... abyś mi dziś powiedziała: „Nie pytaj... ja nie mogę ci powiedzieć, com z niemi zrobiła!...“ Przypuść, że marszałek Simon przybywa w tej chwili i mówi do mnie: „Dagobercie, gdzie są moje dzieci?!“ Cóż mu odpowiem?... słucham... spokojny jestem...
— Oskarż mnie przed nim... ja zniosę wszystko... powiem wszystko.
— Cóż powiesz?
— Na nieszczęście nie będę mogła powiedzieć więcej... ani jemu... ani tobie... nie... choćbym miała umrzeć, nie.
Dagobert podskoczył na krześle.
Franciszka, łzami zalana, wlepiła oczy w krucyfiks.
Dagobert rzekł:
— Czy je kto uprowadził?
— Na rany Chrystusa!... mój mężu, na co mnie pytasz?... kiedy ja ci nic odpowiedzieć nie mogę.
— Czy powrócą tu?
— Nie wiem.
Dagobert zerwał się; już, już zbraknąć mu miało cierpliwości.
Przeszedł się znowu po izbie i znowu usiadł.
— Posłuchaj mnie uważnie — wyrzekł żołnierz wzruszonym głosem: — Jeśli te dzieci nie zostaną mi zwrócone w wilję 13 lutego, a widzisz, że czas nagli... uczynisz ze mnie względem córek marszałka Simon człowieka, co je okradł, złupił, rozumiesz to, okradł — rzekł żołnierz głęboko zmienionym głosem; potem z wyrazem udręczenia, które rozdzierało serce Franciszki, dodał: — A przecież ja zrobiłem wszystko, co tylko zrobić może człowiek uczciwy... Ty nie wiesz pewno, co ja w drodze wycierpiałem... ile przebyłem trosk, trudów, ile wycierpiałem, aby dopełnić przyjętego obowiązku... i gdy sądzi-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/495
Ta strona została skorygowana.