dem Gabryela i sierot; rzekł surowo do żony, wpatrując się w jej oczy:
— Ty działasz nie według własnej woli?
— Co przez to rozumiesz, mężu?
— Powiadam ci, że to sprawka twojego księdza! — odrzekł Dagobert. — Dowiem ja się, gdzie on mieszka... i niech we mnie piorun trzaśnie!... potrafię po swojemu zmusić go do gadania!
— Boże! — zawołała Franciszka, — księdza!...
— Ksiądz, który mi cały dom przewraca!... Knują się tu jakieś niegodziwości, do których ty należysz, nic nie wiedząc o tem, nieszczęsna...
— Mój mężu — rzekła Franciszka łagodnym głosem; — ksiądz Dubois jest czcigodnym starcem.
— To mnie nic nie obchodzi!...
— Boże!... dokąd ty idziesz?...
— Idę do twego parafjalnego kościoła... Spytam, gdzie mieszka ksiądz Dubois...
— Mój mężu... błagam cię!
Dagobert wyrwał się jej z rąk i już miał wyjść, gdy wtem drzwi się otworzyły.
Wszedł komisarz policji, a za nim Garbuska i agent policyjny, niosąc zawiniątko, odebrane młodej szwaczce.
— Komisarz! — zawołał Dagobert, — ha! tem lepiej, nie mogłeś pan przyjść w lepszą porę.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/497
Ta strona została skorygowana.