Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/499

Ta strona została skorygowana.

nader ważne... porwanie niepełnoletnich... to sprawa kryminalna. Chciej się pan zastanowić, zanim wniesiesz skargę... Przyjąwszy skargę, zniewolony będę przedstawić rzecz tę pod rozpoznanie sądu.
— Tego właśnie pragnę...
— Pojmuję, panie, ale powtarzam... gdybyś pomylił się, wynikłyby stąd dla pana bardzo złe skutki...
— Mój mężu, słyszysz? — odezwała się Franciszka. — błagam cię... więcej ani słowa...
Lecz żołnierz przekonany, że jedynie obcy wpływ na Franciszkę mógł ją zmusić do milczenia, rzekł:
— Oskarżam spowiednika mej żony, że jest sprawcą lub wspólnikiem porwania córek marszałka Simon.
Komisarz, słuchający Dagoberta z głębokiem zadziwieniem, rzekł surowo:
— Być może niesprawiedliwie obwiniasz człowieka nacechowanego świętobliwością... w pańskim wieku... lekkomyślność byłaby nie do darowania...
— Na Boga żywego! — odparł niecierpliwie Dagobert — w moim wieku ma się rozsądek; rzecz się przedstawia tak: Żona moja jest najlepszą, najszanowniejszą istotą... ale od dwudziestu lat patrzy tylko oczami księdza. Ubóstwia syna, mnie także kocha; ale nad nas... przekłada spowiednika...
— Panie, te szczegóły o domowem pożyciu...
— Są niezbędne... przekonasz się pan... powracam — niema panienek; pytam żonę, gdzie są?... ona pada na kolana, szlochając, i mówi mi: Zrób ze mną co chcesz... a nie pytaj mnie. Nic nie mogę powiedzieć... Otóż ja tak utrzymuję: żona moja nie ma w tem żadnego interesu, aby nikły te dzieci; ona ślepo jest posłuszna księdzu...
Komisarz przystąpił do Franciszki:
— Pani... słyszałaś zeznanie swego męża?
— Tak, panie.
— Cóż powiesz na usprawiedliwienie?