Bóg chce mnie doświadczyć, jestem niegodną Jego sługą...
— Panie komisarzu — próbował perswadować Dagobert — widzisz pan, że moja żona nie jest przytomną...
— Niema żadnej poszlaki przeciw osobie, którą pan oskarżasz, i którą nawet sam jej charakter broni. Pozwól mi zabrać żonę... Przykro mi — dodał komisarz z wyrazem współczucia — że muszę dopełnić tego obowiązku... w chwili, gdy przytrzymanie pańskiego syna...
— Co mówi pan komisarz?... mego syna...
— Jakto!... nie wiedziałeś pan!...
— Mój syn!... mój Agrykola aresztowany!
— Aresztowany w sprawie politycznej... zresztą sprawa małej wagi — uspokajał komisarz.
— A! tego za wiele... wszystko się naraz zwala na mnie!... — biadał żołnierz, padając na krzesło. I twarz rękami zakrył...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Dagobert, odmówiwszy świadczenia przeciw żonie, nie chciał iść do prokuratora;
siedział przy stole, wsparłszy głowę na dłoniach; znękany tylu wstrząśnieniami, zawołał:
— Wczoraj... miałem przy sobie żonę... syna... dwie ukochane sieroty... a teraz... sam jeden... sam jeden pozostałem!...
Głos łagodny i smętny odezwał się za nim lękliwie:
— Panie Dagobercie... ja tu jestem... jeśli pozwolisz, ja będę ci służyć... pozostanę przy tobie...
Był to głos Garbuski.