burzliwego tulipana, jakiś wstydliwy sierżant zmieszał się...
— Bo też to był kontredans! Leżynago i Bachantka z jednej strony, naprzeciw Róży Pompon i Nini Moulin!
— Jakto... on?
— Czy to ten literat, co pisze broszury jezuickie?
— Tak, tak, on u nas zwykle bierze papier. Zły z niego płatnik, ale jaki figlarz!...
— Przed jezuitami udaje bigota, a sam ich osmarowywa.
— Co do tego, on majster. Z nimi pokorny jak trusia. a z nami wyskakuje jak djabeł.
— Niczego też i jego dama, ta Róża-Pompon.
— Ale Bachantka do nich, to jak niebo do ziemi.
— Dziś, sierżant miejski przystąpił do niej i rzekł: „Hola! hola! moja piękna... tańczysz zakazany taniec“.
A ona na to „Tańcz i ty“!
Sierżant roześmiał się i dał jej spokój.
— Już trzy miesiące nie rozłącza się z Leżynago.
— Nic dziwnego, bo to tęgi chłopak; dziwniejsze, skąd bierze tyle pieniędzy... Zapłacił za trzy powozy czterokonne i za kolację na dwadzieścia osób.
— Jadą!... jadą!... — krzyknęła cała tłuszcza.
Garbuska słyszała całą tę przykrą dla niej rozmowę, gdyż mówiono o jej siostrze, której oddawna już nie widziała, nie zgłaszała się ona do Garbuski, gdyż nadaremnie ofiarowywała jej pomoc, której uczciwa dziewczyna przyjąć nie chciała.
— Powozy!... powozy!... — wołała znowu tłuszcza. Garbuska mimowolnie zagarniętą została w pierwsze szeregi tłumu, żądnego widowiska.
Mężczyzna na koniu, przebrany za pocztyljona, w błękitnej, srebrem wyszywanej kurtce, poprzedzał pierwszy powóz: trzaskał biczem i krzyczał:
— Z drogi przed królową Bachantek i jej dworem!
W odkrytym omnibusie, zaprzężonym w cztery konie,
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/504
Ta strona została skorygowana.