czonym maskami dziwacznemi, fantastycznemi!
Pośród radosnej zgrai, jedna tylko osoba z głębokim smutkiem przypatrywała się tej scenie; była to Garbuska.
Pierwszy raz ujrzała siostrę w całej okazałości osobliwszego jej triumfu.
A jednak oczy biednej szwaczki łzami się zaciemniły: lubo królowa Bachantek jaśniała radością, lubo zdawało się, że cieszy się tym blaskiem znikomego zbytku, szwaczka jednak szczerze nad nią ubolewała... ona... prawie gałganami okryta, dążąca ze świtem szukać roboty...
Zapatrzyła się na siostrę, którą kochała, tem serdeczniej, że uznawała za godną politowania... Na jej bladej twarzy malowały się litość i żal...
Nagle wesołe oczy, któremi Bachantka rzucała po tłumie, napotkały łzawy wzrok Garbuski.
— Moja siostra!... — zawołała Cefiza. (Takie było imię królowej Bachantek). — Moja siostra...
Jednym skokiem wydostała się z powozu, podbiegła do Garbuski i serdecznie ją uściskała.
Otaczające Garbuskę, zdziwione maski rozstąpiły się, a Garbuska, ucieszona pocałunkiem siostry, nie myślała o sprzeczności, która miała wzbudzić śmiech w tłumie.
Cefizie pierwszej przyszło to na myśl. Rzekła:
— Różo-Pompon, rzuć mi moją salopę... a ty Nini-Moulin, otwórz prędko drzwiczki.
Zanim zdumiona Garbuska zdołała opamiętać się, okryła siostrę.
— Chodź... chodź...
— Ja!... zawołała Garbuska ze strachem.
— Muszę koniecznie mówić z tobą... nie upieraj się... chodź...
Garbuska odurzona dała się uprowadzić siostrze, a ta szybko wepchnęła ją do powozu.
Okrycie królowej Bachantek pokryło ułomność i nędzną odzież Garbuski. Powozy ruszyły dalej i zatrzymały się przed bramą restauracji na placu Châtelet.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/507
Ta strona została skorygowana.