Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/508

Ta strona została skorygowana.
II.
SPRZECZNOŚCI.

W kilka chwil potem siostry znajdowały się w oddzielnym gabinecie.
— Niechże cię jeszcze raz uściskam — rzekła Cefiza do młodej szwaczki — teraz przynajmniej jesteśmy same...
Z Garbuski spadła salopa.
Na widok nędznej odzieży, której się przypatrzyć prawie nie miała czasu na placu Châtelet, Cefiza załamała ręce, zbliżywszy się do siostry, wzięła w swoje pulchne rączki wychudłe, zziębnięte ręce Garbuski, przyglądała się biednemu stworzeniu, wynędzniałemu z niedostatku, z niedospania.
— Ach! moja siostro! w jakimże to stanie muszę cię widzieć!...
I królowa Bachantek rzuciła się na szyję Garbuski, a pośród łkań mówiła:
— Daruj mi... daruj mi...
— Kochana Cefizo! — rzekła szwaczka głęboko wzruszona — żądasz ode mnie przebaczenia!... za co?
— Za co? — odparła Cefiza, podnosząc twarz oblaną łzami i zarumienioną od wstydu — nie hańbaż to dla mnie, być ubraną w te świecidła, kiedy ty może umierasz z nędzy.
— Uspokój się, siostro... trochę nie dospałam tej nocy... i dlatego jestem blada... Garbuska musiała pocieszać królowę Bachantek.
Z przyległej sali słychać było okrzyki: