razu zraniłem się przy maszynie... zanoszą mnie do szpitala... wyszedłem stamtąd bardzo osłabiony, biorę się do roboty...
Nie leniłem się... inni, którzy znali pryncypała, mówili mi: „Co za głupiec z tego malca, że się tak wysila!... Rób tyle tylko, ile koniecznie trzeba“. Jednak nie ustawałem. Pewnego dnia poczciwy starzec, którego zwano ojcem Arsen’em, wzór dobrego postępowania, został wypędzony, gdyż siły jego coraz więcej słabły. Cios śmiertelny; miał chorą żonę, nie mógł gdzieindziej znaleźć miejsca... płakał z rozpaczy.
Przechodził Tripeaud... ojciec Arsen błagał go, aby go zatrzymał na połowie zapłaty. — Aha!... tak!... — odpowiedział Tripeaud, — myślisz, że moja fabryka jest domem inwalidów?!... A obróciwszy się, rzekł: Zrobić z nim obrachunek i niech idzie precz! Arsen poszedł precz... a wieczorem on i stara jego żona szczelnie zamknęli izdebkę, zapalili węgle na fajerce i odeszli na tamten świat. Byłem wtedy małym chłopcem; katastrofa ta okropne na mnie uczyniła wrażenie.
Kiedy Jakób zajęty był przykremi myślami, inni współbiesiadnicy w milczeniu porozumieli się; a na znak dany przez Bachantkę, która wskoczyła na stół, wywracając nogami butelki, wszyscy powstali i krzyknęli:
— Burzliwy tulipan!... żądamy burzliwego tulipana! Jakób wzdrygnął się, spojrzawszy ze zdziwieniem na biesiadników. Potarł ręką czoło; jakby dla odpędzenia niedorzecznych myśli i zawołał:
— Dobrze mówicie... Naprzód... niech żyje wesołość!
Odstawiono stół. Zastępując orkiestrę, zaintonowano chórem piosenkę, aby zatańczyć mogli wściekłego kadryla, Leżynago z Bachantką i Nini-Mouliin z Różą-Pompon.
Dumoulin, powierzając grzechotkę jednemu ze współbiesiadników, nadział swój ogromny hełm rzymski z pió
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/521
Ta strona została skorygowana.