— O! bądź pani spokojna.
— Dziękuję... och! bardzo ci dziękuję.
— Dziękujesz mi pani... za co?
— Tak jest... winnam ci chwilę szczęścia... czystego szczęścia...
— Pani jesteś nieszczęśliwą?
— Dziwi cię to?... A jednak wierz mi, dobra panienko, że jakiekolwiek jest twoje położenie, chętniebym się na nie zamieniła.
— O! pani — odparła Garbuska — jesteś tak dobrą, że nie życzyłabym ci tego, a szczególniej dzisiaj...
— Jeśli brak ci roboty... jeśli wyczerpały się twe środki... będę mogła, jak się spodziewam, wystarać ci się o robotę...
— Sama prosić o to nigdybym się nie ośmieliła, ale dobroć pani tak mnie ośmiela, że wyznam pani otwarcie, iż właśnie dziś zrana utraciłam robotę, która mi dawała cztery franki na tydzień...
— Cztery franki na tydzień! — powtórzyła Floryna, głęboko wzruszona taką nędzą, a przytem tak wielką rezygnacją — otóż ja polecę panienkę takim osobom, co ci zapewnią najmniej dwa franki zarobku na dzień...
— Ja mogłabym zarobić dwa franki na dzień?... czy to podobna?...
— Tak, bezwątpienia... tylko wypadałoby codziennie chodzić do roboty...
— A więc muszę się wyrzec tej nadziei — odpowiedziała bojaźliwie Garbuska — nie dlatego, abym nie chciała chodzić codziennie, boć przedewszystkiem żyć potrzeba... ale... od szwaczki wymagają, aby była ubrana, jeśli nie wytwornie, to przynajmniej przyzwoicie... a ja wyznać pani muszę, bo moje ubóstwo jest uczciwem... nie mogę być lepiej ubraną, niż teraz jestem.
— To bynajmniej nie będzie przeszkodą... — rzekła Floryna — dadzą ci sposobność ubrania się lepiej.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/530
Ta strona została skorygowana.