nawzajem winniśmy mu to małżeństwo koniecznie doprowadzić do skutku; wiesz zresztą, kochana matko, że przyrzekł zapisać sto tysięcy franków instytutowi Marji, zaraz w dniu, w którym posiądzie majątek panny Baudricourt.
— Nie wątpiłam nigdy o zacnych chęciach pana Brisville względem zakładu, który zasługuje na sympatję wszystkich pobożnych ludzi — odpowiedziała skromnie przełożona, — ale nie spodziewałam się napotkać tylu przeszkód ze strony panny.
— Jakto?
— Ta dziewczyna, o której dotąd sądziłam, że jest uosobnieniem uległości, bojaźliwości, nicości, krótko mówiąc, że jest głupkowatą gąską... zamiast, jak się spodziewałam, ucieszyć się z zaproponowanego jej małżeństwa... żąda, aby jej zostawić czas do namysłu.
— Litować się trzeba!
— Nie sprzeciwia się jawnie, ale też nie zgadza się; nadaremno mówię jej, że, nie mając ani rodziców, ani przyjaciół, oddana zupełnie pod moją opiekę, powinna widzieć memi oczyma, słyszeć memi uszami: i że kiedy jej mówię, iż to zamężcie jest ze wszech miar dla niej odpowiedniem, powinna zgodzić się na nie, bez najmniejszej zwłoki, ani namysłu.
— Bezwątpienia...
— Ona mi mówi, że chciałaby najprzód widzieć pana Brisville i poznać jego charakter.
— To wcale niepotrzebne... skoro jej ręczysz za jego moralność i uważasz to małżeństwo za stosowne.
— Zresztą dziś rano, dałam poznać pannie Baudricourt, że dotąd samych tylko łagodnych używałam względem niej środków, i starałam się przekonać ją, że gdyby się opierała, byłabym zmuszoną, mimowolnie, dla samego jej interesu... użyć surowych środków dla przełamania jej oporu, odłączyć ją od towarzyszek, zaniknąć w celi, trzymać
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/538
Ta strona została skorygowana.