jeszcze niż ja godnych litości... Córtki marszałka Simon trzymane tu są mimo ich woli.
— Czy znasz je pani?
— Mówiąc mi o ich przybyciu do Paryża, pan Agrykola powiedział, że mają po piętnaście lat i że dziwnie są do siebie podobne... I właśnie wczoraj, używając zwykłej przechadzki, spostrzegłam dwie biedne zapłakane panienki, zbliżające się co chwila do okien celek, w których osobno były zamknięte, jedna na dole, druga na pierwszem piętrze. Tajemne jakieś przeczucie mówiło mi, że są to pewno dwie nieszczęśliwe sieroty, o których mi mówił pan Agrykola, a które od owej chwili mocno mnie zajęły, bo są to moje krewne.
— One są krewnemi pani?
— Tak jest... Dlatego, więcej uczynić nie mogąc usiłowałam przynajmniej dać im poznać na migi, jak mnie los ich obchodzi... ich łzy i cierpienia dostatecznie mnie przekonały, że te biedne sieroty tak są uwięzione w klasztorze, jak ja w tym domu.
— Ach, pani... pojmuję teraz, że pewno jesteś ofiarą intrygi rodzinnej!...
— Jakikolwiek jest mój los, nietyle jednak zasługuje na politowanie, jak tych dzieci... których rozpacz trwogą mnie przejmuje. Nadewszystko ich rozłączenie jest dla nich bolesne; domyślam się, że są równie jak ja, ofiarami piekielnej intrygi... Ale przy twej pomocy, kochana panienko, można będzie je uwolnić. Nie dano mi ani pióra, ani atramentu; nie mogłam więc pisać... Teraz chciej mnie posłuchać uważnie, a będziemy mogły zwalczyć nikczemne prześladowanie...
— O! mów pani, słucham...
— Czy żołnierz, który przyprowadził sieroty do Francji, ojciec Ągrykoli, jest teraz w Paryżu?
— Tak, pani, jest w domu... Ach! gdybyś pani widziała jego rozpacz, jego oburzenie, gdy za powrotem do domu
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/558
Ta strona została skorygowana.