Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/559

Ta strona została skorygowana.

nie zastał dzieci, ’które powierzyła mu ich umierająca matka!... — Niezbędnem jest przedewszystkiem, aby się wystrzegał wszelkiej gwałtowności; inaczej wszystko byłoby stracone... Weź ten pierścień — i Adrjanna zdjęła pierścionek z palca — oddaj mu go. Niech się uda natychmiast... Ale czy pewna jesteś, że spamiętasz nazwisko i adres?
— Spamiętam... spamiętam niezawodnie... bądź pani spokojna; Agrykola raz mi tylko powiedział nazwisko pani... a nie zapomniałam go; serce także ma pamięć...
— Pamiętaj więc nazwisko hrabiego Montbron...
— Hrabiego Montbron... nie zapomnę.
— Jest to dawny, zacny mój przyjaciel; mieszka na placu Vendôme, pod numerem siódmym...
— Na placu Vendôme, numer siódmy... będę pamiętała.
— Niech ojciec Ągrykoli uda się do niego dziś wieczorem, jeśliby go nie zastał, niech zaczeka, póki nie powróci... Wtedy niech powie, że przychodzi do niego ode mnie, a na dowód niech mu odda ten pierścień; gdy się z nim zobaczy, niech mu wszystko opowie o porwaniu dwóch dziewcząt i gdzie się znajdują; niech powie, że i ja, pod pozorem obłąkania, uwięzioną zostałam w domu zdrowia doktora Baleiner... Prawda ma swój głos, który pan Montbron zrozumie... Jest to człowiek, mający bardzo wiele doświadczenia i rozsądku, a wpływ jego jest bardzo wielki. Śpiesz się więc, moja droga...
— Chciałabym cię ucałować jak siostrę... lecz gdy jesteśmy przedzielane, podaj mi przynajmniej twą rękę, niech ją uściskam... — rzekła panna de Cardoville, łzy mając w oczach; potem wyciągnęła swą rękę między żerdzie parkanu do Garbuski.
— Śmiałość... pamięć... i ufność!...
Wszystko to stało się tak szybko, iż biedna Garbuska kroku jeszcze postąpić nie zdążyła; łzy, ale tym razem słodkie łzy, puściły się po bladych licach. Dzięki wznio-