słym słowom panny Adrjanny de Cardoville, uczuła ona na chwilę swoją zacność... Złożyła ręce i wzniosła oczy do nieba z wyrazem gorącej wdzięczności...
Garbuska, wyszedłszy z ogrodu niespostrzeżona, powróciła na pierwsze piętro i zwolna zapukała do drzwi garderoby.
Zakonnica otworzyła jej.
— Moja siostro, czy niema panny Floryny, która mnie tu przyprowadziła? — zapytała się.
— Nie mogła doczekać się; zapewne, panienko, byłaś u naszej wielebnej przełożonej?
— Tak, tak, moja siostro — odpowiedziała Garbuska, spuszczając oczy — bądź łaskawa powiedzieć mi, którędy mogę wyjść.
Garbuska szła za zakonnicą, lękając się za każdym krokiem spotkania przełożonej, która nie zaniedbałaby pewno zapytać ją o przyczynę tak długiego pobytu w klasztorze.
Wreszcie wyszła za pierwszą furtkę klasztorną.
Przebiegła obszerny dziedziniec, a zbliżając się do budki odźwiernego, usłyszała ostrym tonem wymówione następujące słowa:
— Podobno, mój Hierominie, wypadnie tej nocy podwoić baczność. Co do mnie, dołożę jeszcze dwie kule do mojej fuzji; pani przełożona rozkazała, aby nie raz, jak zwykle, ale dwa razy tej nocy odbyć patrol.
— Ja Mikołaju, nie potrzebuję fuzji — — odezwał się drugi głos — mam chwacką kosę, na porządnym kiju osadzoną... Jest to broń ogrodnicza, a jednakże nie najgorsza.
Niespodzianie strapiona temi słowy, usłyszanemi przypadkiem, Garbuska zbliżyła się do budki i zażądała, aby jej otworzono.
— A skąd to panna idziesz? — zapytał odźwierny, wychyliwszy się do połowy z swej budki i trzymając w ręku
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/560
Ta strona została skorygowana.