Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/562

Ta strona została skorygowana.
V.
SPOTKANIE.

Na widok Dagoberta i Ągrykoli, zdumiała się Garbuska i stanęła, zaledwie kilka kroków odszedłszy od bramy klasztornej.
Żołnierz jeszcze nie dostrzegł Garbuski; biegł on śpieszcie za Ponurym, który, jakkolwiek miał wychudłe, zapadłe boki, szerść najeżoną i błotem był zwalany, wydawał się nie posiadać z radości, i co moment zwracał zmyślny łeb ku swojemu panu, do którego też przybiegł, połasiwszy się Garbusce.
— Tak, tak, rozumiem cię, mój biedny staruchu — ty jesteś wierniejszy ode mnie... tak, ty ich nie odstąpiłeś ani na chwilę, poszedłeś za kochanemi dziećmi... ty czekałeś dzień i noc, nic nie jedząc... przy drzwiach domu, do którego je wprowadzono; i nareszcie, nie mogąc się doczekać... przybiegłeś po mnie do domu... O! kiedy ja nie wiedziałem, co począć w rozpaczy, jak obłąkany... ty robiłeś tymczasem to, co ja powinienem był robić... ty wyszukałeś miejsce ich pobytu... I czegóż to dowodzi? że zwierzęta lepsze są od ludzi to już wiadomo... Nareszcie., muszę je widzieć... kiedy pomyślę, że to jutro 13 i że gdyby nie ty, mój stary Ponury... wszystko byłoby stracone... aż mrowie po mnie przechodzi... Ach! czy tylko prędko dojdziemy?.... Jakaż to bezludna okolica! a noc tuż.
Dagobert, tak mówiąc do Ponurego, szedł żywo, nie spuszczając z oka wiernego psiska, które sunęło przed