— Widać, że dzieci tam są?
— Tak, panie Dagobercie.
— Pewny tego byłem... Oj! tak, zwierzęta lepsze są od ludzi; wyjąwszy ciebie, moja kochana Garbusko, gdyż lepszą jesteś od ludzi i zwierząt... Przecież nareszcie.. biedne dzieciska!... nie zginęły, przecież je zobaczę i.. odzyskam je.
To mówiąc, Dagobert zaczął biec w stronę psa.
— Agrykolo — zawołała Garbuska — wstrzymaj ojca, żeby nie pukał do bramy... wszystkoby popsuł.
Kowal, podskoczywszy kilka kroków, dopędził ojca; żołnierz wyciągnął już rękę, chcąc zapukać do bramy.
— Ojcze... nie pukaj — zawołał kowal.
— Cóż ty mi znowu mówisz?
— Garbuska powiedziała, że, gdybyś zapukał,,, wszystko stracone.
— Jakto?
— Ona ci wytłómaczy.
W rzeczy samej Garbuska, mniej zwinna niż Agrykola, zbliżywczy się, jak mogła najprędzej, rzekła do żołnierza:
— Nie stójmy tu przed tą bramą; mogliby otworzyć i zobaczyć nas; to obudziłoby podejrzenie.
— Podejrzenie!.. — rzekł weteran zdziwiony.
— Zaklinam cię, panie, na wszystko... nie stój tu! — prosiła Garbuska. Kowal dodał:
— Kochany ojcze... ponieważ Garbuska tak mówi, musi mieć powód; słuchajmy jej...
— Niech mnie kaci porwą, jeśli ja rozumiem choć słowo, co wy mówicie! Dzieci są w tym domu, wezmę je i wyprowadzę, to się skończy w dziesięć minut.
— O! nie wierz temu... panie Dagobercie — odparła Garbuska. — To sprawa nie tak łatwa, jak sobie wystawiasz. Ale chodźmy stąd... czy słyszycie?... na podwórzu rozmawiają.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/564
Ta strona została skorygowana.