— A wtedy, mój ojcze, ponieważ nie znają cię w klasztorze, pójdą zawiadomić przełożoną.
— Dobrze... co potem?
— Ona wyjdzie...
— Potem?
— Pytać będzie, czego chcesz? panie Dagobercie.
— Czego ja chcę?.. dziwniście... moich dzieci...
— Jeszcze chwilę cierpliwości, kochany ojcze... Niema wątpliwości, że po tylu przedsięwziętych ostrożnościach, kiedy dziewczęta trzymają tam przemocą, pewno także nie wydadzą ci ich, choćbyś się nie wiem jak o to upominał.
— Nie wątpię... pewny tego jestem...
— A więc, mój ojcze, przełożona odpowie ci, że nie rozumie, czego chcesz, i że panien Simon niema w klasztorze.
— A ja jej powiem, że są: świadkiem Garbuska, świadkiem Ponury.
— Przełożona odpowie, że cię nie zna, że nie ma potrzeby ci się tłómaczyć i zamknie drrzwi.
— Wtedy ja drzwi wyłamuję... Widzisz więc, że zawsze wyłamać trzeba... puść mnie... mówię ci, puść mnie.
— A cóż wtedy się stanie z twemi biednemi dziećmi, panie Dagobercie? — dodała Garbuska.
Stary żołnierz dość miał rozsądku, aby ocenić trafność przełożeń Garbuski i Ągrykoli; ale wiedział także, że należy użyć wszelkich środków dla uwolnienia dziewcząt przed jutrem. Okropne to było dla niego zadanie; tak okropne, iż przyłożywszy ręce do gorącego czoła, rzucił się na kamienną ławkę.
Agrykola i Garbuska, do żywego wzruszeni tą jego niemą rozpaczą, smutnie na siebie spojrzeli.
— Ale mój ojcze... wspomnij, co ci powiedziała Garbuska: gdy pójdziesz z pierścieniem panny de Cardoville do tego hrabiego, który, jak słyszałeś, ma wielkie wpływy
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/568
Ta strona została skorygowana.