działem; zdążyłem tylko jednej z jej pokojówek szepnąć parę niedość jasnych słów o mem odkryciu...
— Ale ten medal — mówił Dagobert — podobny do medalu córek marszałka Simon, jakim to sposobem?
— Nic naturalniejszego, mój ojcze, panna de Cardoville wspomniała mi, że jest ich krewną.
— A więc, teraz — rzekł Dagobert, spoglądając niespokojnie na syna — pojmujesz, dlaczego chcę mieć dzieci dziś jeszcze? Jak mi objaśniła umierająca matka, jeden dzień zwłoki wszystko zgubić może! Nie mogę poprzestać na owem może jutro... Przychodzę z temi dziećmi z głębi Azji, aby je jutro zaprowadzić na ulicę Ś-go Franciszka... Ja te dzieci dziś mieć muszę, choćby mi przyszło spalić klasztor!
— Ale powtarzam ci jeszcze raz, gwałt...
— A hrabia Montbron, do którego panna de Cardoville udać się zaleciła — dodała Garbuska — przyśpieszy kroki sprawiedliwości i dzieci dziś jeszcze będą ci wydane.
— Mój ojcze... Idź do hrabiego, ja biegnę do komisarza, powiedzieć mu, że teraz już wiadomo, gdzie przytrzymują dziewczęta.
Dagobert zamyślił się, a potem rzekł nagle do Agrykoli:
— Niech i tak będzie. Usłucham waszej rady... Ty, mój synu, śpiesz do komisarza; ty, kochana Garbusko, wracaj do domu i czekaj na nas; ja idę do hrabiego... Daj mi pierścień... A adres?
— Na placu Vendôme nr. 7. Idź doń... Prawo zawsze broni poczciwych ludzi...
— Tem lepiej — odrzekł żołnierz — bo inaczej poczciwi ludzie byliby zmuszeni bronić się sami... tak więc, moje dzieci, wkrótce zejdziemy się przy ulicy Brise-Miche.
Gdy się rozchodziła nasza trójka, było już zupełnie ciemno.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/572
Ta strona została skorygowana.