Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/574

Ta strona została skorygowana.

— Trzeba koniecznie... trzeba koniecznie...
Rozglądał się po izbie, jakby czegoś szukając, a dostrzegłszy pręt żelazny ze dwie stopy długości mający, służący za pogrzebacz, podniósł go, zważył w ręku, a potem z zadowoleniem położył na komodzie.
Garbuska obserwowała wszystkie jego poruszenia; przelękła się, gdy zobaczyła jak żołnierz, rozłożywszy na stole swoją walizkę, wyjął z niej parę pistoletów kieszonkowych.
— Na Boga!.. panie Dagobercie... co pan myślisz robić?
Żołnierz spojrzał na dziewczynę, jakgdyby dopiero co spostrzegł ją w izbie.
— Dobry wieczór, która teraz godzina?
— Ósma... dopiero co wybiło na kościele Saint-Merry.
— Ósma... dopiero ósma!...
I kładąc pistolety przy żelaznym pręcie na komodzie, znowu się zamyślił, potem znów rozglądał się po izbie.
— Panie Dagobercie — odezwała się Garbuska nieśmiało — nie usłyszałeś więc nic pomyślnego?
— Nie...
Tem jednem tylko słowem żołnierz odpowiedział. Garbuska, nie śmiąc go badać dalej, usunęła się w kąt i tam usiadła w milczeniu. Ponury zbliżył się do niej i oparł łeb na jej kolanach, i jak ona śledził wszystkie poruszenia swego pana.
Dagobert tymczasem, namyśliwszy się, zbliżył się do łóżka, zdjął z niego prześcieradło, i mierzył wzrokiem jego długość i szerokość; nareszcie, po skończonem w myśli obliczeniu, zawołał krótko:
— Nożyczek!
Garbuska podała je żołnierzowi.
— Teraz przytrzymaj, moje dziecko, za drugi koniec prześcieradła i mocno je wyciągnij...
W kilka minut Dagobert rozciął prześcieradło na cztery