części wzdłuż, potem mocno je skręcił, i tym sposobem powstały jakby cztery powrozy. Związał je mocno.
— Teraz mi potrzeba jeszcze haka...
I znowu począł przeglądać kąty izdebki.
Garbuska, coraz bardziej strwożona zamiarami żołnierza, odezwała się nieśmiało:
— Ale, panie Dagobercie, Agrykola jeszcze nie wrócił... z pomyślnemi wiadomościami...
— Tak — odparł żołnierz z goryczą — z wiadomościami tak pomyślnemi jak i moje...
Potrzeba mi koniecznie jakiego mocnego haka żelaznego.
Zobaczył worek z grubego płótna, rozłożył i rzekł do Garbuski:
— Moje dziecko, włóż tu żelazny pręt i powróz; tak wygodniej będzie nieść... tam....
— A więc, niestety! panie Dagobercie, straciłeś wszelką nadzieję?
— Przeciwnie... mam pewną nadzieję... ale w sobie samym.
— Zaczekaj pan przynajmniej na powrót Agrykoli.
— Zaczekam... jeśli przyjdzie przed dziesiątą...
— O! mój Boże! więc zdecydowałeś się pan stanowczo?
— Nieodwołalnie... A jednak, gdybym był o tyle zabobonny, iżbym chciał wierzyć w złe wróżby....
— Czasami, panie Dagobercie, wróżby nie zawodzą — twierdziła Garbuska, dodając. — A cóżeś pan widział?...
— Mogę ci to opowiedzieć, moje dziecko... Czy to nie wpół teraz wybiło?
— Tak, panie Dagobercie, wpół do dziewiątej.
— Jeszcze półtorej godziny — rzekł żołnierz zcicha, — wiesz, co widziałem, przechodząc teraz jakąś tam ulicą, niechcący wzrok skierowałem na ogromny czerwony afisz, na którym widać było czarnego rysia, pożerającego białego konia... Na ten widok krew we mnie zawrzała, bo właśnie czarny ryś pożarł mi białego konia, który wraz
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/575
Ta strona została skorygowana.