łem spróbować jeszcze jednego kroku; poszedłem na odwach, gdzie wojsko linjowe trzyma wartę pod dowództwem porucznika... Panie poruczniku — rzekłem doń — wyświadcz mi tylko tę łaskę, daj mi podoficera i dwóch żołnierzy, abym w ten sposób uzyskał prawny wstęp do klasztoru. Zażądamy widzenia się z córkami marszałka Simon; pozostawimy im do wyboru; albo pozostać w klasztorze, albo wrócić do mego ojca, który je przyprowadził do Paryża... a przekonamy się, czy dobrowolnie są tam trzymane...
— Mój młodzieńcze — rzekł mi — tego, czego żądasz, uczynić niepodobna; nie mogę podjąć takiego kroku na własną odpowiedzialność. Danoby mi dymisję... — A więc cóż mam począć?... Na Boga, oszaleć można z rozpaczy...
— Doprawdy nie wiem — rzekł ze współczuciem porucznik. — Najpewniejszy środek zaczekać...
Wtedy, mój ojcze, sądząc, żem zrobił wszystko, co człowiek zrobić może, powróciłem do domu... w nadziei, że może ty byłeś szczęśliwszy ode mnie; na nieszczęście zawiodłem się.
Po tem opowiadaniu Agrykoli, które zniszczyło ostatnie nadzieje tych trzech, ciosami nieubłaganego losu udręczonych, osób, nastąpiło głębokie milczenie.
Nowe zdarzenie zwiększyło jeszcze boleść tej sceny.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/578
Ta strona została skorygowana.