Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

poruszył i odsunął futro, próżny strach przeto omylił Rózię.
— Uspokójcie się, moje dzieci... Wiatr dmie gwałtownie, i, odsunął futro.
— Ależ, jestem prawie pewna, że widziałam palce, jak odsuwały futro — rzekła Rózia.
— Ja patrzyłam na Dagoberta, nic więc nie widziałam — dodała Blanka.
— I nie było co widzieć, moje dzieci, rzecz bardzo naturalna; do okna przynajmniej osiem stóp wysokości od ziemi; trzebaby być olbrzymem, aby się tu dostać, lub mieć drabinę. Drabiny nie było czasu usunąć, bo, jak tylko Rózia krzyknęła, skoczyłem do okna, i przy świecy nic nie widziałem.
— Coś mi się przywidziało zapewne — rzekła Rózia.
— Patrz, kochana siostro... jaki wiatr... — dodała Blanka.
— Wybacz mi więc, że cię nabawiłam niepokoju, dobry mój Dagobercie.
— Ale — rzekł żołnierz, zamyśliwszy się, — martwi mnie, że Ponury nie wrócił, pilnowałby okna; musiał on zwietrzyć stajnę swego kamrata, Jowialnego, i wstąpił tam powiedzieć mu dobranoc... mam ochotę pójść po niego.
— Ach, nie, Dagobercie, nie zostawiaj nas samych — krzyknęły dziewczęta, — będziemy się bardzo lękały.
— Istotnie, Ponury musi zaraz powrócić, i pewny jestem, że wkrótce usłyszymy jak będzie się drapał do drzwi... Ciągnijmy przeto dalej naszą powieść — rzekł Dagobert, usiadłszy przy łóżku sióstr, ale tym razem wprost naprzeciw okna.
— Powiedziałem więc, że wasz ojciec, będąc w niewoli w Warszawie, zakochał się w waszej matce, a ją wydać chciano za kogo innego. W roku 1814 dowiedzieliśmy się o zakończeniu wojny, o wygnaniu cesarza na wyspę Elbę i powrocie Burbonów... Usłyszawszy o tem, matka wasza