Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/581

Ta strona została skorygowana.

brjela... Boże, będę Ci posłuszną — mówiłam w duchu — Gabrjel jest jakby mojem dzieckiem, jest księdzem, przytem cierpiał za wiarę... Skoro wyjdę z więzienia, pójdę do niego poradzić się.
— Droga matko — przyznawał Agrykola — była to myśl prawdziwie z nieba... Galbrjel... to istny anioł, niema istoty czystszej, cnotliwszej i szlachetniejszej od niego; to wzór prawdziwego kapłana.
— Ach! biedna kobieto! — odezwał się Dagobert z goryczą — gdybyś ty nigdy nie była miała innego spowiednika...
— Myślałam już o tem, nim wyjechał w podróż — odrzekła naiwnie. — Ale obawiałam narazić się księdzu Dubois, a przytem bałam się, aby Gabrjel nie był zanadto pobłażliwym dla mych grzechów.
— Twych grzechów?... droga matko! — zawołał kowal.
— A cóż ci powiedział Gabrjel? — zapytał żołnierz.
— Niestety! czemuż nie miałam wcześniej z nim takiej rozmowy... To, co mu powiedziałam o księdzu Dubois, obudziło w nim podejrzenie; pytał mnie o wiele szczegółów.. Otworzyłam mu zupełnie swe serce, on mi także otworzył swoje, i o wielu nieszczęsnych dowiedzieliśmy się rzeczach, dotyczących osób, któreśmy dotąd za bardzo szanowne uważali... a które przecież oszukiwały nas wzajemnie.
— W jaki sposób?
— Jemu mówiono pod sekretem o rzeczach, niby pochodzących ode mnie, a mnie, również pod sekretem, o rzeczach, które niby pochodzić miały od niego. Otóż... wyznał mi, iż w początkach nie czuł powołania do stanu duchownego. Zapewniono go jednak, że ja nie czułabym się pewną zbawienia, gdyby on nie wstąpił do jezuitów; że jednak nie śmiałabym żądać od niego, od Gabrjela, takiej ofiary, pomimo, że wzięłam go z ulicy, jako sierotę... A wtedy... biedne kochane dziecko, sądząc, że dogodzi naj-