mocno mienionym głosem, drżącą ręką podając kowalowi kleszcze i młotek.
Dagobert ujął Franciszkę za rękę i rzekł:
— Znasz swego syna: przeszkodzić mu teraz, aby udał się ze mną niepodobna... Ale, bądź spokojna... dokażemy swego... jestem prawie pewny... Jeżeliby zaś nie udało się nam, gdybyśmy zostali przytrzymani... precz z samobójstwem; ojciec i syn pójdą spokojnie do więzienia, jak uczciwi ludzie. Gdy nadejdzie dzień sądu... wyznamy wszystko... powiemy, że doprowadzeni do ostateczności... przymuszeni byliśmy chwycić się ostatecznego środka... Dalej, chłopcze, kuj żwawo! — dodał Dagobert, zwracając się do syna — kuj... kuj... nie lękaj się, sędziowie są uczciwymi ludźmi i uwolnią uczciwych ludzi.
— Tak, tak, mój ojcze, słusznie mówisz; sędziowie ocenią różnicę, między złoczyńcami, a starym żołnierzem i jego synem, którzy z narażeniem swej wolności chcieli oswobodzić biedne ofiary.
— A jeżeli na to nie zwrócą uwagi — dodał Dagobert — ani twój syn, ani mąż nie będą zhańbieni w oczach uczciwych ludzi... Jeżeli oddadzą nas na galery... jeżeli tyle okażemy mocy, iż zachowamy sobie życie; to dobrze! stary i młody zbrodzień z chlubą dźwigać będą kajdany... nie my będziemy hańbieni, ale podły renegat... nikczemny jezuita, który zakałę przynosi swemu powołaniu... Dalej, dalej, kuj żelazo, mój synu!
— Teraz parę słów do ciebie, Garbusko, godzina zbliża się. Będąc w ogrodzie, czy uważałaś jak wysokie są piętra klasztoru?
— Niebardzo wysokie, panie Dagobercie, szczególnie od strony domu obłąkanych, w którym zamknięta jest panna de Cardoville.
— Jakimże sposobem zdołałaś zbliżyć się i mówić z tą panną?
— Była za parkanem, przedzielającym ogrody.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/592
Ta strona została skorygowana.