Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/599

Ta strona została skorygowana.

— Pewno Róża tu była, kiedy Garbuska ją widziała — domyślał się Dagobert. — Ponury wpadł na trop.
Po krótkiej chwili pies obejrzał się na Dagoberta i co tchu poleciał ku drzwiom gmachu, leżącego naprzeciwko pawilonu Adrjanny.
— Teraz już niema wątpliwości, sieroty muszą tu być — szeptał Dagobert.
— Zobaczmy, czy są kraty w oknach?
Zbliżył się do Ponurego.
— No i cóż, stary — pytał Dagobert, — czy tu są twoje panie?
Ponury odpowiedział radosnem skomleniem i cichem szczeknięciem. Dagobert oburącz chwycił go za pysk.
— Zgubi nas! — zawołał Agrykola.
W tej chwili żelazne kraty, którędy weszli i które Agrykola zostawił otwarte, z łoskotem się zatrzasły.
— Zamknięto nas! — zawołał kowal. — Siedzimy w pułapce!...
Ojciec z synem z przerażeniem spojrzeli na siebie, wreszcie Agrykola rzekł:
— Może też same się zamknęły, albo wiatr... Pójdę zobaczyć i jeśli można, znowu roztworzę...
— Śpiesz się!... a ja tymczasem obejrzę okna.
Agrykola szybkim krokiem poszedł do kraty, Dagobert zaś, skradając się wzdłuż muru, zbliżył się ku dolnym oknom. Było ich cztery, a w tej liczbie dwa bez krat.
Spojrzał w górę; pierwsze piętro niewysokie a okna bez krat. Ta więc z sióstr, którą osadzono na piętrze, mogłaby przywiązać prześcieradło do okna i spuścić się po niem na dół, ale tu zachodziła nowa trudność; są cztery okna: w które więc zapukać?
Agrykola spieszno powracał.
— To pewno wiatr zatrzasnął drzwi — objaśnił. — Otworzyłem je i założyłem kamieniem...
— Lecz jak tu poznać ich okna? — pytał niespokoj-