Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/602

Ta strona została skorygowana.

mnie... Lecz nie wracaj pan po mnie przed oswobodzeniem córek marszałka Simon.
— Dzięki otrzymanym od pani wskazówkom nie będzie to rzeczą zbyt trudną.
Posłuszny wskazówkom panny de Cardoville, Agrykola pobiegł do budującej się kaplicy, chwycił w silne ręce długą żerdź i śpieszył z nią do ojca.
Zaledwie minął parkan, biegnąc cieniem ku kaplicy, wydało się Adrjannie, że widzi postać ludzką, wychodzącą z gęstwiny ogrodu klasztornego, przebiegającą szybko aleję i niknącą za wysokim szpalerem bukszpanowym. Przestraszona Adrjanna napróżno cichym głosem wołała na Agrykolę, chcąc go przestrzec. Już jej słyszeć nie mógł, już przybył do ojca, który, gorejąc z niecierpliwości, biegał podsłuchując od jednego do drugiego okna, coraz większą dręczony niespokojnością.
— Wszystko pójdzie dobrze — rzekł Agrykola pocichu — oto okna sierot.
— Nareszcie! — zawołał uradowany żołnierz i pobiegł obejrzeć wskazane okna.
Poczem dodał zadowolony:
— I krat w nich niema.
— Najpierw trzeba przekonać się, czy która z nich jest w swojej celi — mówił kowal — postawię żerdź przy murze, wlezę po niej aż na piętro.
— Dobrze, moje dziecko, skoro się tam dostaniesz, zapukaj w szybę i wołaj Róży i Blanki; jak ci odpowiedzą, zleziesz na dół, a wtedy biedne dziecko spuści się; one są zręczne i śmiałe.
Podczas gdy Agrykola ustawiał żerdź i zamierzał włazić, Dagobert zapukał w dolne okna, wołając po cichu:
— To ja... Dagobert.
Róża Simon rzeczywiście zajmowała tę celkę. Biedna dziewczyna, zrozpaczona, że ją rozłączono z siostrą dręczona gorączką nie spała i zalewała się łzami. Zrazu, po