Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/610

Ta strona została skorygowana.

lenia na pokolenie pozostawała przy tej samej rodzinie Samuela, nie mogę przypuścić, iżby oni nie wiedzieli, kto był i jest depozytarjuszem sum, które wzrastając ciągle, stanowią teraz ogromny kapitał.
— Widziałeś, Wasza Wielebność — odrzekł Rodin — z noty, załączonej do akt naszych o tym interesie, że w różnych epokach usiłowano otrzymać od nich wiadomości w tym przedmiocie, którego nota ojca Bourdon nie wyjaśniła. Pomimo tych usiłowań, ta rasa stróżów żydów zawsze była niemą, z czego wnosić należy, że rzeczywiście nic nie wiedzieli.
— Otóż właśnie uważam za rzecz nieprawdopodobną... bo przecież... pradziad tych wszystkich Samuelów, przed stu pięćdziesięciu laty, był obecnym przy zamykaniu tego domu... Był on, jak mówią akta, powiernikiem czy też służącym pana Rennepont’a. Niepodobna, żeby nie wiedział o wielu rzeczach, o których podanie pewno przechowało się — dowodził d’Aigrigny.
— Jeśliby mi wolno było uczynić uwagę... — rzekł pokornie Rodin.
— Mów... proszę...
— Niewiele lat temu powzięto wiadomość, że kapitał istnieje i że doszedł do ogromnej sumy...
— Tak jest — odpowiedział d’Aigrigny — osoba, która powiedziała o tem swemu spowiednikowi, ze wszech względów zasługuje na zupełną wiarę... Niedawno jeszcze ponowiła to zeznanie... lecz pomimo wszelkich nalegań w tej mierze przewodnika jej sumienia, nie chciała wyjawić, w czyjem są ręku, zapewniając zawsze, że nie można było złożyć ich w pewniejsze ręce. Jednakże, kto wie, czy obecny posiadacz tej ogromnej sumy stawi się jutro, pomimo, że tak wychwalają jego prawość? Co do mnie, im bardziej zbliża się stanowcza chwila, tem niespokojniejszy jestem... Bo też idzie tu o rzecz tak wielkiej wagi, że gdyby się udała, skutki jej byłyby nieobli-