od kilku dni; przy tym bilecie jest list pana Hardy, pisany do zaufanej osoby; pan Bressac uznał za potrzebne nie dopuścić, aby ten list doszedł do miejsca swego przeznaczenia, i nam go przesłał, jako dowód jego zabiegów, które tak dobrze mu się udały, a za które, jak się spodziewa, okażemy mu wdzięczność; gdyż, jak mówi, aby nam skutecznie służyć — w sposób najniegodziwszy zdradza swego najzaufańszego przyjaciela, odgrywając haniebną komedję. Pan Bressac nie wątpi, że po usługach, jakie nam oddał, zwrócimy mu listy, czyniące go od nas zależnym, gdyż mogłyby zgubić kobietę zamężną, którą namiętnie kocha. Mówi, że należałoby się ulitować nad jego okropnem położeniem.
— Te lamenty na to, że przeszkadzamy jego występnym związkom miłosnym, wcale na politowanie nie zasługują — odrzekł ze wzgardą d’Aigrigny. — Zresztą, pomyśli się o tem... Pan Bressac może być nam jeszcze użytecznym. Ale zobaczmy list pana Hardy, tego republikanina i bezbożnika, godnego potomka przeklętego rodu, a którego konieczniej usunąć wypadało, aniżeli wszystkich innych.
— Oto list pana Hardy — rzekł Rodin — prześle się go jutro osobie, do której jest pisany.
I czytał, co następuje:
„Znalazłem przecież chwilkę czasu dla napisania do ciebie, kochany przyjacielu, i wyjaśnienia ci przyczyny tak nagłego odjazdu, który, jeśli cię nie zaniepokoił, to przynajmniej w zadziwienie wprawić musiał; piszę również do ciebie z prośbą o wyświadczenie mi przysługi; krótko mówiąc, interes jest taki: Mówiłem ci nieraz o Feliksie Bressac, towarzyszu moich lat dziecięcych, ale młodszym ode mnie; zawsze kochaliśmy się czule i daliśmy już sobie nawzajem tyle dowodów szczerego przywiązania. Jest on dla mnie jakby bratem. Przed kil-