Proszę ostatni raz, abyś mi oddał listy... albo żebyś się stąd oddalił.
— Za chwilę będziesz prosił, abym został.
— Wątpię.
— Kilka słów dokaże tego cudu... Mój bracie, jeśli wspomniałem ci o otruciu, to dlatego, że wysłałeś doktora... do zamku Cardoville dla otrucia... chwilowego księcia Dżalmy.
Rodin struchlał. Zapanował nad pomięszaniem.
— Tego nie rozumiem... — rzekł.
— Wiem z listów Jozuego, że wiele wam na tem zależy, aby książę Dżalma nie znajdował się tu... jutro; wiem coście zrobili. Rozumiesz mnie pan?
— Nie mam dla pana żadnej odpowiedzi.
Dwa lekkie zapukania we drzwi przerwały rozmowę.
— Proszę wejść! — zawołał Rodin.
— List doręczono podług adresu — rzekł stary sługa, nisko się kłaniając — oto odpowiedź.
Rodin wziął podany sobie papier i przed rozpieczętowaniem, rzekł uprzejmie do Faryngei:
— Raczysz pan pozwolić?
— Proszę na mnie nie zwracać uwagi — odrzekł metys.
Rodin prędko przeczytał list, napisał na nim kilka słów odręcznie i, oddając służącemu, rzekł:
— Odeślesz to tej samej osobie.
Służący nisko się skłonił i wyszedł.
— Czy mogę mówić dalej? — zapytał metys.
— Bardzo proszę.
— Onegdaj, gdy książę, pomimo, że jest ranny, wybierał się w podróż do Paryża, nadszedł piękny powóz z pysznemi poduszkami od niewiadomej osoby. W powozie było dwóch mężczyzn; jeden przysłany przez niewiadomego przyjaciela; drugim był doktór, przysłany przez ciebie, aby miał staranie o Dżalmę i towarzyszył mu aż do Paryża.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/622
Ta strona została skorygowana.