„Żyj dla Ewy!“... to jest dla waszej matki. Pamiętajcie, że ona została w Warszawie, kiedy generał odjechał na wyspę Elbę do cesarza, a stąd pospołu z nim do Francji.
— Jak to wszystko dziwne, Dagobercie! A odtąd ojciec już nie widział więcej tego człowieka?
— Musiał widzieć: on przyniósł matce waszej wiadomość o generale!
— Kiedyż to było? Czemuśmy go nie widziały?
— Czy pamiętacie, że rano w dzień śmierci waszej matki, poszłyście ze starą Teodorą do boru?
— Tak — odpowiedziała Rózia smutnie — poszłyśmy uzbierać trochę dzikich, drobnych kwiatków, które mama bardzo lubiła.
— Miała się tak dobrze, że nie mogłyśmy przeczuwać nieszczęścia, które spadło na nas wieczorem — dodała Blanka.
— Prawda, moje dzieci, bo ja sam tego ranka śpiewałem pracując w ogrodzie, bo równie jak wy nie miałem powodu do smucenia się; pracowałem więc śpiewając, gdy wtem usłyszałem kogoś pytającego po francusku: „Czy to jest wioska Miłosk“? Obejrzałem się, i spostrzegłem przed sobą jakiegoś obcego człowieka... Jakby piorun uderzył we mnie... Zamiast odpowiedzi, pilnie się w niego wpatrywałem, i cofnąłem się o dwa kroki wstecz.
— A to czemu?
— Był bardzo wysoki, nadzwyczajnie blady, a na bladem czole czarna pręga...
— Więc był to ten sam człowiek, którego ojciec nasz widział dwa razy podczas bitew.
— Ten sam.
— Ależ, Dagobercie — rzekła Rózia zadumana: — wszakże po tych bitwach wiele już lat upłynęło...
— Lat szesnaście.
— A cudzoziemiec, którego widziałeś, wiele mógł mieć
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/64
Ta strona została skorygowana.