nie zaszkodziła; w pięć minut potem zaprowadziłem go do niej.
— A jak wyglądał ten wędrownik, Dagobercie?
— Wysoki mężczyzna, w ciemnern futrze, w wielkiej czarnej czapce futrzanej.
— A czy przystojny?
— Tak, moje dzieci, bardzo piękny, ale tak smutny, aż serce mi się ściskało, kiedy patrzyłem na niego.
— Biedny człowiek, zapewne miał wielkie zmartwienia?
— Matka wasza przez dwie godziny rozmawiała z nim, poczem zawołała mnie, i rzekła, że odebrała wiadomości od generała, zalewała się łzami i trzymała przed sobą grubą paczkę papierów. Był to dziennik, w którym wasz ojciec każdego wieczora pisał, aby się pocieszyć; ponieważ mówić z nią nie mógł, papierowi zatem powierzył to, coby chciał jej powiedzieć...
— A gdzież są te papiery, Dagobercie?
— Tu, w moim tornistrze, z moim krzyżem i naszą sakiewką; kiedyś dam je wam; teraz zaś kilka kartek stamtąd wziąłem i te zaraz czytać będziecie; dowiecie się, dlaczego.
— A czy dawno ojciec był w Indjach?
— Matka wasza mówiła, że najprzód walczył wspólnie z Grekami przeciw Turkom, a potem udał się do Indjan, aby walczyć przeciw Anglikom... Nienawidzi ich, bo oni wywieźli naszego cesarza na wyspę Świętej Heleny. Generał wszedł w służbę jednego z tych biedaków książąt indyjskich, którzy lękali się, żeby Anglicy nie zabrali im wszystkich ich posiadłości. W krótkim przeciągu czasu zorganizował dwanaście czy piętnaście tysięcy wojska tego księcia i wyćwiczył tak, że pod jego dowództwem bić zaczęli Anglików... No, przeczytajcie... tu wszystko lepiej jest opisane, niż ja mówię... A przytem znajdziecie tu imię, które zawsze powinnyście pamiętać. Dlatego właśnie wybrałem te parę kartek.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/66
Ta strona została skorygowana.