Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/660

Ta strona została skorygowana.

czysz im wielką przysługę, a powtóre, sam unikniesz zasłużonej kary, która ci za twoją gorliwość o dobro bliźniego zostanie odpuszczoną“.
— Mój synu — odrzekł d’Aigrigny — to wszystko zgodnem jest z przyjętemi zasadami w naszych szkołach, gdzie wszyscy nawzajem kontrolują się bez uszczerbku dla przyjaźni i wzajemnej miłości, dla większej chwały Pana Boga.
— Wiem o tem; tak to w imię wszystkiego, co jest najświętszem u ludzi, zachęcano mnie do złego!
— Kochany synu, takie odezwanie się do mnie... jest wielce nieprzyzwoitem. Przykro mi, gdy zmuszony jestem przypomnieć ci, mój synu, że nam winien jesteś wychowanie swoje.
— Takie też były jego owoce, mój ojcze — odrzekł Gabrjel. — Stałem się donosicielem dlatego, aby uniknąć zasłużonej kary... A taka była moja wiara, pokora i ufność, iż przyzwyczaiłem się z całą niewinnością i z największą gorliwością do pełnienia tej podwójnie haniebnej roli. Pewnego razu, dręczony niewyraźnemi skrupułami, ostatniemi popędami szlachetnego natchnienia, zadałem sam sobie pytanie: czy pobożny cel, jaki wyznaczono tym donoszeniom, był dostatecznym do uniewinnienia mnie z moją wątpliwością zwierzyłem się przełożonemu; odpowiedział mi, że nie powinienem roztrząsać tylko poprostu słuchać, i że na niego samego tylko spada odpowiedzialność za moje uczynki.
— Mów dalej, mój synu — rzekł ksiądz d’Aigrigny, — niestety! słuszne miałem powody, nie chcąc pozwolić ci udać się do Ameryki.
— Widać, że chciała Opatrzność, abym w tym kraju dziewiczym, żyznym i szczęśliwym, oświecony osobliwszym trafem o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, jasno przejrzał nareszcie! — zawołał misjonarz. — Tak jest, w Ameryce, pośród niezmiernych pustyń, które przebiegałem... na widok takiej wspaniałości i wielkości