Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/665

Ta strona została skorygowana.

przyjąłem święcenie: przyjąłem je za twoją radą... Jak się to stało? Nic nie wiem... bo oddawna już nie miałem własnej woli. Poddać się musiałem i odbyć wszelkie próby... najstraszniejsza stanowczą była... Kilka miesięcy przepędziłem w milczeniu w mojej celi, odbywając wytrwale nadzwyczajne, machinalne ćwiczenia, jakie mi naznaczono. Prócz waszej wielebności, nikt się do mnie przez ten długi czas nie zbliżył; żaden głos ludzki, prócz waszego, nie obił się o moje uszy... czasem w nocy, uczuwałem przestrach... umysł mój, osłabiony postami, surowością, samotnością, trapiły dziwne, straszne widziadła; innym znowu razem przeciwnie: wpadałem w jakąś niemoc, w jakąś nieczułą spokojność, sądząc, że wykonać moje śluby było to samo, co pozbyć się na zawsze ciężaru woli i myśli...
— Przypomnij sobie, kochany synu — odrzekł wielebny ojciec — przypomnij sobie, że w wigilję dnia; wyznaczonego ci do wyrzeczenia tych ślubów, ofiarowałem ci wolność, podług ustawy naszego towarzystwa, abyś zrzekł się należenia do zgromadzenia naszego, zostawiając ci wybór, bo my dobrowolne tylko przyjmujemy powołanie.
— Prawda, mój ojcze — odpowiedział misjonarz z boleścią — kiedym wycieńczony, zwątlony na duszy przez trzymiesięczną samotność i próby, był bezwładny... nie mogąc ruszyć się, otworzyłeś wtedy drzwi mej celki... mówiąc mi: „Jeżeli chcesz, wstań... wolno ci... Niestety brakło mi sił; jedynem życzeniem mej bezwładnej i oddawna już sparaliżowanej duszy, był spoczynek w grobie... Wykonałem więc nieodzowne śluby i upadłem na twoje ręce jak trup.
— I aż dotąd, mój synu, nie upadłeś nigdy pod tem posłuszeństwem trupa...
Po chwili milczenia Gabrjel mówił dalej:
— Zawsze, mój ojcze, ukrywałeś przede mną prawdziwy cel zakonu, do którego wstępowałem... Zupełnego wy-