Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/673

Ta strona została skorygowana.

— Niepodobna, żebyś nie wiedział, kochany synu, że od niejakiego czasu prześladują nas, gnębią... Dlatego to, kochany syniu, pojmuję i oceniam, jak należy, pobudki, które przywodzą cię do odłączania się od nas.
— Mój ojcze! — zawołał Gabrjel z gniewem i żalem — tak o mnie nie myślisz... i myśleć tak nie możesz.
Ksiądz d‘Aigrigny, bez względu na protest młodego misjonarza, kreślił dalej obraz urojonych niebezpieczeństw grożących zakonowi, których nietylko że nie było, lecz przeciwnie, tenże zakon odzyskiwał powoli, skrycie, dawny swój wpływ.
— Och! gdyby nasze zgromadzenie, tak jak dawniej — prawił wielebny ojciec — doznawało jeszcze poszanowania i względów, jakie mu winni dobrzy katolicy, pomimo tylu bezecnych potwarzy, nas ścigających! Lecz dziś, kiedy jesteśmy słabi, uciskani, zagrożeni, ze wszystkich stron, obowiązkiem jest naszym nie zmuszać cię do dzielenia z nami niebezpieczństw...
Gabrjel został rozbrojony; nie było na świecie szlachetniejszego, uczciwszego serca nad niego.
— Wielebny ojcze — rzekł głosem wzruszonym i ze łzami w oczach — twoje słowa są okrutne... i niesprawiedliwe... bo wiesz, że ja nie jestem podłym.
— Nie... — wtrącił Rodin krótko, ucinkowo; a zwracając się do księdza d‘Aigrigny i wskazując na Gabrjela wzrokiem pogardliwym, dodał: — syn waszej wielebności jest... roztropny.
Na te słowa Gabrjel wzdrygnął się: lekki rumieniec wystąpił na jego blade lica; jego wielkie, błękitne oczy zaiskrzyły się szlachetnym gniewem; potem, wierny zasadom rezygnacji i chrześcijańskiej pokory, poskromił to chwilowe uniesienie, schylił głowę i, zbyt będąc wzruszonym, aby mógł odpowiedzieć, milczał, otarłszy tylko łzę nieznacznie.
— Inna jeszcze pobudka zmusza nas, abyśmy się nie wahali uwolnić cię od twych ślubów, mój synu... — jest